lis 11 2003

Rozdzial 4: Grimmauld Place Numer Dwanascie...


Komentarze: 0

Fred westchnął głęboko.
- Szkoda. Naprawdę marzyłem o tym, by dowiedzieć się, co kombinuje stary Snape.
- Snape! - krzyknął szybko Harry. - To on jest tutaj?
- Taaa - powiedział George, ostrożnie zamykając drzwi i siadając na jednym z łóżek. Fred i Ginny też usiedli. - Składa raport. Ści
śle tajny.
- Kretyn - dodał leniwie Fred.
- Jest teraz po naszej stronie. - powiedziała Hermiona z wyrzutem.
Ron prychnął. - Ale nadal jest kretynem. Ten sposób, w jaki patrzy na nas kiedy nas widzi...
- Bill też go nie lubi - powiedziała Ginny tak, jakby to przesądzało sprawę.
Harry nie był pewien, czy jego już gniew ostygł, ale głód informacji przewyższał w tej chwili chęć dalszego krzyczenia. Zatopił się w łóżku naprzeciw reszty.
- Bill jest tutaj? - spytał. - My
ślałem, że pracował w Egipcie?
- Złożył podanie o pracę biurową, by móc przyjechać do domu i pracować dla Zakonu - powiedział Fred. - Mówi, że brakuje mu grobowców, ale - na jego ustach rozkwitł u
śmieszek - są też dobre strony.
- Co masz na my
śli?
- Pamiętasz starą Fleur Delacour? - spytał George. - Dostała pracę u Gringotta "zieby poprawici
śfuj angilśki".
- I Bill udziela jej mnóstwo prywatnych lekcji - zachichotał Fred.
- Charlie też należy do Zakonu - powiedział George. - ale on wciąż siedzi w Rumunii. Dumbledore chce zwerbować tylu zagranicznych czarodziejów ile to możliwe, więc Charlie w wolnych chwilach stara się łapać kontakty.
- A Percy nie mógłby tego robić? - zapytał Harry. Z tego co słyszał ostatnio, trzeci z braci Weasleyów pracował w Departamencie Międzynarodowej Magicznej Współpracy w Ministerstwie Magii.
Na słowa Harry'ego wszyscy Weasleyowie i Hermiona wymienili złowrogo znaczące spojrzenia.
- Cokolwiek by się działo, nie wspominaj Percy'ego przy Mamie i Tacie - powiedział Ron napiętym głosem.
- Dlaczego?
- Bo za każdym razem, gdy pada imię Percy'ego, Tata niszczy to, co akurat trzyma w rękach, a Mama zaczyna płakać - powiedział Fred.
- To jest okropne - powiedziała smutno Ginny.
- My
ślę, że wszyscy mamy go dosyć. - powiedział George z nietypowo brzydkim wyrazem twarzy.
- Co się stało? - spytał Harry.
- Percy i Tata mieli sprzeczkę - odpowiedział Fred. - Jeszcze nigdy nie widziałem Taty sprzeczającego się z nikim w ten sposób. Zwykle to Mama krzyczy.
- To wydarzyło się w pierwszym tygodniu po zakończeniu roku szkolnego - powiedział Ron. - Zbierali
śmy się właśnie, by przybyć tu i przyłączyć się do Zakonu. Percy przyjechał do domu i powiedział nam, że dostał awans.
- Żartujesz? - nie dowierzał Harry. Mimo że doskonale wiedział, że Percy był chorobliwie ambitny, miał wrażenie, że nie odniósł on większego sukcesu w swojej pierwszej pracy w Ministerstwie Magii. Percy popełnił do
ść poważne przeoczenie, nie zauważając, że jego szef jest pod kontrolą Lorda Voldemorta (nie żeby Ministerstwo w to wierzyło - wszyscy myśleli, że Pan Crouch oszalał).
- Tak, wszyscy się zdziwili
śmy - powiedział George - bo Percy miał mnóstwo kłopotów z powodu Croucha, było dochodzenie w tej sprawie i w ogóle. Mówili, że Percy powinien zdać sobie sprawę, że Crouch zwariował i poinformować o tym zwierzchnika. Ale znasz Percy'ego, Crouch powierzył mu kierownictwo, a on nie zamierzał narzekać z tego powodu.
- Więc jak to się stało, że go awansowali?
- Dokładnie nad tym samym się zastanawiali
śmy - powiedział Ron, który bardzo się starał utrzymywać normalną konwersację, po tym jak Harry przestał krzyczeć. - Wrócił do domu bardzo zadowolony z siebie, nawet bardziej niż zwykle, o ile można to sobie w ogóle wyobrazić, i powiedział Tacie, że zaoferowano mu posadę w samym biurze Knota. Naprawdę nieźle jak na kogoś raptem rok po skończeniu Hogwartu: Młodszy Asystent Ministra. Spodziewał się, że Tata będzie pod wrażeniem. Tak myślę.
- Tyle, że Tata nie był - dodał ponuro Fred.
- Dlaczego nie? - spytał Harry.
- No cóż, najwyra
źniej Knot szalał po Ministerstwie upewniając się, że nikt nie ma żadnego kontaktu z Dumbledorem - powiedział George.
- Widzisz, imię Dumbledore'a to bagno w tych dniach w Ministerstwie. - dodał Fred. - Oni wszyscy my
ślą, że on tylko sprawia problemy mówiąc, że Sam-Wiesz-Kto powrócił.
- Tato mówi, że Knot postawił sprawę jasno, że ktokolwiek stoi po stronie Dumbledore'a, może wyczy
ścić swoje biurko. - powiedział George. - Problem w tym, że Knot podejrzewa Tatę, wie że Tata przyjaźnił się z Dumbledorem i na dodatek zawsze myślał, że Tat jest troche dziwakiem z powodu jego obsesji dotyczącej Mugoli.
- Ale co to ma wspólnego z Percym? - spytał Harry zakłopotany.
- Już do tego dochodzę. Tata sądzi, że Knot chce mieć Percy'ego w swoim biurze tylko dlatego, że chce go użyć do szpiegowania rodziny... i Dumbledore'a.
Harry wydał z siebie niski gwizd.
- Założę się, że Percy'emu spodobało się to.
Ron za
śmiał się dość fałszywie.
- Kompletnie oszalał. Powiedział... no cóż, powiedział mnóstwo okropnych rzeczy. Powiedział, że musiał walczyć z fatalną reputacją Taty odkąd tylko znalazł się w Ministerstwie i że Tata nie ma ambicji i że to dlatego zawsze byli
śmy... no wiesz... chodzi o to, że nie mieliśmy dużo pieniędzy...
- Co? - spytał Harry nie dowierzając, a Ginny wydała z siebie d
źwięk jaki wydaje rozgniewany kot.
- Wiem - powiedział Ron cichym głosem. - A dalej zrobiło się jeszcze gorzej. Powiedział, że Tata jest idiotą kręcąc się wokół Dumbledore'a, że Dumbledore pakuje się w wielkie kłopoty i Tata poleci wraz z nim i że on, Percy, wie, wobec kogo powinien być lojalny - wobec Ministerstwa. I że je
śli Mama i Tata mają zamiar zdradzić Ministerstwo, to on upewni się, by wszyscy dowiedzieli się, że on nie należy już więcej do naszej rodziny. I spakował swoje rzeczy tej samej nocy i wyjechał. Mieszka teraz tu w Londynie.
Harry zaklął pod nosem. Zawsze najmniej lubił Percy'ego ze wszystkich braci Rona, ale nigdy nie wyobrażał sobie, że mógłby on powiedzieć co
ś takiego do Pana Weasley.
- Z Mamą już jest ok - powiedział smętnie Ron. - Wiesz, płacz i te sprawy. Przyjechała do Londynu spróbować porozmawiać z Percym, ale zatrzasnął jej drzwi przed nosem. Nie wiem, co robi, gdy spotyka Tatę w pracy, przypuszczam, że go ignoruje.
- Ale przecież Percy musi wiedzieć, że Voldemort powrócił - powiedział wolno Harry. - Nie jest głupi, musi wiedzieć, że wasza mama i wasz tata nie ryzykowaliby wszystkiego, gdyby nie mieli dowodu.
- No tak, twoje imię zostało wyciągnięte w pierwszym rzędzie - powiedział Ron, rzucając Harry'emu ukradkowe spojrzenie. - Percy powiedział, że jedynym dowodem jest twoje słowo i... nie wiem... on chyba nie uważa, że to wystarczy.
- Percy traktuje poważnie Proroka Codziennego. - powiedziała cierpko Hermiona, a wszyscy inni przytaknęli.
- O czym wy mówicie? - spytał Harry rozglądając się po nich. Wszyscy obserwowali go nieufnie.
- Czy... czy ty nie dostawałe
ś Proroka Codziennego? - zapytała nerwowo Hermiona.
- Dostawałem! - odparł Harry.
- A czy... eee... czytałe
ś go uważnie? - spytała Hermiona z rosnącym niepokojem.
- Nie od deski do deski. - powiedział Harry broniąc się. - Gdyby mieli donie
ść cokolwiek na temat Voldemorta, to byłaby to wiadomość z pierwszych stron, nie?
Wszyscy wzdrygnęli się na d
źwięk imienia Voldemorta. Hermiona pospieszyła z wyjaśnieniem. - No... Musiałbyś czytać od deski do deski, żeby to wychwycić, ale oni... hmm... wspominajć o tobie kilka razy w tygodniu.
- Ale zobaczyłbym...
- Nie, je
śli czytywałeś tylko pierwszą stronę, nie zobaczyłbyś - powiedziała Hermiona potrząsając głową. - Nie mówię o wielkich artykułach. Oni tylko wspominają o tobie, jakbyś był chodzącym żartem.
- O czym ty...?
- Wła
ściwie, to bardzo podłe - powiedziała Hermiona zmuszając się do spokoju. - Wykorzystują bzdury od Rity.
- Ale ona nie pisze już więcej dla nich, prawda?
- Och nie, dotrzymuje obietnicy - nie żeby miała inne wyj
ście - dodała Hermiona z satysfakcją. - Ale położyła podstawy pod to, co próbują robić teraz.
- To znaczy co? - spytał niecierpliwie Harry.
- OK, wiesz, że napisała o twoim załamaniu nerwowym i o tym, że pobolewa cię blizna i takie tam?
- Jasne - powiedział Harry, który nie zamierzał szybko zapomnieć historii, które Rita Skeeter wypisywała na jego temat.
- No więc, piszą o tobie, jakby
ś był jakąś oszukaną, potrzebującą uwagi osobą, która myśli, że jest jakimś tragicznym bohaterem lub kimś takim. - powiedziała Hermiona bardzo szybko, jakby to miało być mniej nieprzyjemne dla Harry'ego wysłuchać szybko tych faktów. - Ciągle wplatają jakieś fałszywe komentarze na twój temat. Jeśli pojawia się jakaś mocno naciągana historia, piszą coś w stylu: opowieść warta Harry'ego Pottera. A jeśli komuś przytrafi się jakiś zabawny wypadek czy coś, piszą: miejmy nadzieję, że nie nabawi się blizny na czole, bo inaczej wkrótce będziemy zmuszeni uwielbiać go.
- Ale ja nie chcę, żeby kto
ś wielbił... - rozpoczął gorączkowo Harry
- Wiem, że nie chcesz - powiedziała szybko wystraszona Hermiona. - Wiem, Harry. Ale czy nie widzisz, co robią? Chcą z ciebie zrobić kogo
ś, komu nikt nie uwierzy. Założę się o wszystko, że stoi za tym Knot. Chcą, by czarodzieje na ulicach myśleli, że jesteś tylko jakimś głupim chłopakiem, który jest kiepskim żartem, który opowiada absurdalne historie, bo podoba mu się, że jest sławny i chce, by dalej tak było.
- Nie prosiłem... nie chciałem... Voldemort zabił moich rodziców! - wybełkotał Harry. - Zostałem sławny, bo zamordował moją rodzinę, ale nie udało mu się zabić mnie! Kto chciałby być sławny z tego powodu? Czy nie wydaje im się, że wolałbym raczej, żeby to się nigdy...
- Wiemy, Harry - zapewniała gorliwie Ginny.
- I oczywi
ście nie napisali ani słowa o tym, że zaatakowali cię Dementorzy. - powiedziała Hermiona. - Ktoś kazał im siedzieć cicho. To powinna być naprawdę duża historia - Dementorzy, którzy wyrwali się spod kontroli. Nie podali nawet, że złamałeś Międzynarodową Klauzulę Tajności. Myśleliśmy, że to zrobią, to by idealnie grało z twoim wizerunkiem - kolejny głupi popis. Myślimy, że wstrzymują się do czasu aż zostaniesz wydalony ze szkoły, wtedy naprawdę ruszą do ludzi - to znaczy, jeśli zostaniesz wydalony, oczywiście. - kontynuowała pospiesznie. - Ale naprawdę nie powinieneś, o ile respektują swoje własne prawa, to nie mają zarzutów przeciwko tobie.
Wrócili do przesłuchania i Harry nie chciał o tym my
śleć. Rozmyślał jak zmienić temat, ale przed koniecznością znalezienia innego tematu uratował go zbliżający się odgłos kroków po schodach.
- Oho.
Fred szarpnął mocno Wydłużalne Uszy. Rozległ się jeszcze jeden gło
śny trzask i on i George zniknęli. Kilka sekund później w drzwiach sypialni pojawiła się Pani Weasley.
- Spotkanie zakończone, możecie już zej
ść na dół i zjeść obiad. Wszyscy strasznie chcą cię zobaczyć, Harry. A kto zostawił wszystkie te Łajnobomby przy kuchennych drzwiach?
- Krzywołap - powiedziała bezczelnie Ginny. - Uwielbia się nimi bawić.
- Och - odezwała się Pani Weasley - My
ślałam, że to Stforek, ciągle robi jakieś dziwaczne rzeczy w tym stylu. A teraz pamiętajcie o ściszonych głosach w hallu na dole. Ginny, twoje ręce są brudne, co ty nimi robiłaś? Idź i umyj je przed obiadem, proszę.
Ginny wykrzywiła się w kierunku pozostałych i podążyła za swoją mamą wychodząc z pokoju, zostawiając Harry'ego samego z Ronem i Hermioną. Oboje obserwowali go z lękiem, jakby bali się, że kiedy wszyscy sobie poszli, znów zacznie na nich krzyczeć. Ich podenerwowany widok sprawił, że zrobiło mu się trochę wstyd.
- Słuchajcie... - wymamrotał, ale Ron potrząsnął głową, a Hermiona powiedziała cicho - Wiedzieli
śmy, że będziesz zły, Harry, naprawdę nie winimy cię za to, ale musisz zrozumieć, próbowaliśmy wyperswadować Dumbledore'owi...
- Tak, wiem - odparł krótko Harry. Szukał w my
ślach tematu, który nie dotyczyłby swojego dyrektora, bo na każde jedno wspomnienie o Dumbledorze, we wnętrznościach Harry'ego na nowo rozpalał się gniew.
- Kim jest Stforek? - zapytał.
- Skrzat domowy, który tu mieszka - odparł Ron - Kompletny
świr. Nigdy takiego nie spotkałem.
Hermiona spojrzała na ROna z dezaprobatą.
- On nie jest
świrem, Ron.
- Jego życiową ambicją jest mieć odciętą głowę i przymocowaną na tabliczce, tak jak jego matka - powiedział poirytowany Ron. - Uważasz to za normalne, Hermiono?
- Noo... cóż, je
śli jest trochę dziwny, to nie jego wina.
Ron obrócił oczy na Harry'ego.
- Hermiona nadal nie poddała się, je
śli chodzi o WESZ.
- To nie jest WESZ! - powiedziała Hermiona gorączkowo. - To jest Stowarzyszenie Walki o Emancypację Skrzatów Zniewolonych. I to nie tylko ja, Dumbledore też mówi, że powinni
śmy być uprzejmi dla Stforka.
- Tak, tak, jasne - powiedział Ron - Dalej, umieram z głodu.
Ruszył pierwszy do wyj
ścia i na piętro, ale zanim zeszli po schodach...
- Zatrzymajcie się! - wykrztusił Ron wyrzucając ramię by powstrzymać Harry'ego i Hermionę przed dalszym schodzeniem. - Nadal są w hallu, może uda nam się co
ś usłyszeć.
Wszyscy troje wyjrzeli uważnie znad poręczy. Ponury korytarz poniżej wypełniony był czarownicami i czarodziejami, włączając w to wszystkich strażników Harry'ego. Szeptali do siebie podekscytowaniu. W samym
środku grupy Harry dostrzegł ciemne, przetłuszczone włosy i wydatny nos swojego najmniej lubianego nauczyciela w Hogwarcie, Profesora Snape'a. Harry wychylił się dalej ponad balustradą. Był bardzo ciekaw, co robi Snape dla Zakonu Feniksa...
Cienki kawałek żyłki w kolorze ciała opu
ścił się przed oczami Harry'ego. Spoglądając w górę dostrzegł Freda i George'a na piętrze powyżej, uważnie opuszczających Wydłużalne Ucho w kierunku ciemnego kłębowiska ludzi na dole. Jednakże chwilę później, wszyscy oni ruszyli w kierunku frontowych drzwi i zniknęli z pola widzenia.
- Choroba! - Harry usłyszał szept Freda, wciągającego spowrotem Wydłużalne Ucho.
Usłyszeli, jak wej
ściowe drzwi otwierają się i zamykają.
- Snape nigdy tu nie jada - powiedział cicho Ron do Harry'ego. - I dzięki Bogu. Chod
źmy.
- I nie zapominaj, żeby być cicho w hallu, Harry - wyszeptała Hermiona.
Kiedy mijali rząd skrzacich głów na
ścianie, zobaczyli Lupina, Panią Weasley i Tonks przy frontowych drzwiach. Zamykali magicznie mnóstwo zamków i zasuwek za tymi, którzy właśnie wyszli.
- Jemy w kuchni na dole - szepnęła Pani Weasley spotykając ich u stóp schodów.
- Harry, kochanie, wystarczy przej
ść na paluszkach przez korytarz i przejść przez te drzwi...
TRZASK!
- Tonks! - zawołała poirytowana Pani Weasley oglądając się za siebie.
- Przepraszam! - zapłakała Tonks, leżąca płasko na podłodze. - To przez ten głupi stojak na parasolki, już drugi raz wywróciłam się przez ...
Ale reszta jej słów utonęła w potwornym, rozdzierającym uszy, mrożącym krew w żyłach skrzeku.
Przeżarte przez mole aksamitne zasłony, które mijał wcze
śniej rozwiały się, ale nie było za nimi żadnych drzwi. Przez ułamek sekundy Harry'emu wydawało się, że spogląda przez okno, okno za którym stara kobiera w czarnej czapce krzyczy i krzyczy, jakby ją ktoś torturował. Po czym zdał sobie sprawę, że to po prostu naturalnej wielkości portret, najbardziej realistyczny i najbardziej nieprzyjemny, jaki zdarzyło mu się widzieć w życiu.
Stara kobieta
śliniła się, jej oczy obracały się, pożółkła skóra jej twarzy naprężała się kiedy tak darła się w niebogłosy. Na całej długości korytarza inne portrety pobudziły się i zaczęły wtórować krzykiem, tak że Harry zmrużył oczy od hałasu i zasłonił rękami uszy.
Lupin i Pani Weasley wystrzelili naprzód i próbowali zaciągnąć zasłony przed starą kobietą, ale nie mogli się zbliżyć, a ona zaskrzeczała jeszcze gło
śniej wymachując wyposażonymi w pazury rękami jakby chciała rozedrzeć ich twarze.
- Męty! Śmiecie! Produkty uboczne brudu i niegodzowo
ści! Mieszańce, Mutanty, dziwadła, wynoście się stąd! Jak śmiecie plugawić dom moich ojców...
Tonks przepraszała ciągle, podnosząc olbrzymią, ciężką trollą nogę z podłogi. Pani Weasley porzuciła próby zasłonięcia kurtyn i biegała w tą i spowrotem po korytarzu ogłuszając inne portrety przy pomocy swojej różdżki. Z drzwi naprzeciw Harry'ego wybiegł mężczyzna z długimi, czarnymi włosami.
- Zamknij się, ty potworna stara wied
źmo, zamknij się! - zaryczał chwytając zasłonę porzuconą przez Panią Weasley.
Twarz starej kobiety pobladła.
- TYYYYYYYYY! - zawyła wytrzeszczając oczy na widok mężczyzny. - Zdrajca własnej krwi, zakała, hańba mego rodu!
- Powiedziałem - zamknij - się! - ryknął mężczyzna i z niesłychanym wysiłkiem jemu i Lupinowi udało się zakryć ponownie zasłony.
Wrzaski starej kobiety ucichły i zapadła dzwoniąca w uszach cisza. Dysząc lekko i odgarniając swe długie włosy z oczu, Suriusz, ojciec chrzestny Harry'ego odwrócił się ku niemu.
- Witaj Harry - powiedział ponuro. - Widzę, że poznałe
ś moją matkę.

harry-potter : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz